Właśnie znalazłam dla siebie nowy adres. Mów mi Ines.

Nie mam poczucia własności. W dobie tak mocno rozkwitniętego konsumpcjonizmu takie zdanie brzmi, jak słowa wypowiedziane przez szaleńca. A jednak szalona nie jestem. Tak przynajmniej twierdzi mój psychiatra.

Czerpię przyjemność z kupowania, ale z posiadania już nie. Przedmioty i miejsca szybko mi się nudzą. Na szczęście moje podejście do ludzi diametralnie różni się od tego, jak traktuje ubrania, meble, a nawet dom. Długo prowadziłam koczowniczy tryb życia, taki na serio — zdarzyło mi się zmienić adres kilkanaście razy w trakcie jednego roku. Teraz też jestem nomadą. Nawet nie wiem, w którym z moich domów mam meldunek. 

poza sezonem

I nie komentuj tych bez dokumentów

Za każdym razem, gdy słucham kawałka „Giovanni Dziadzia”, czuję jak zalewa mnie fala gorąca. To specyficzna mieszkanka podniecenia, radości i strachu. 

I nie komentuj tych bez dokumentów i bez dobytku, 

Bez domu, bez zbędnych zbytków

Bycie nomadą jest fajne, gdy ma się 18 lat. To idealny czas na urządzanie się w namiocie i przemierzanie świata autostopem. Bez zobowiązań, stałego zatrudnienia, bez wiedzy o tym, gdzie spędzi się kolejny dzień i noc. Wiem to, bo to przeżyłam. Odwiedziłam kilkadziesiąt krajów na trzech kontynentach. Na żadną z tych podróży nie było mnie stać. 

Taki tryb życia to istna szkoła przetrwania. Obecnie mam się za jedną z tych osób, które w razie draki dałyby radę przeżyć apokalipsę zombie. I nie piszę tego, tylko dlatego, że przeszłam Dying Light. Taki styl życia to także apokalipsa sama w sobie, bo nie ma nic gorszego od świadomości, że dom jest wszędzie tam, gdzie Twoja walizka, plecak, ewentualnie torba na laptopa. 

podróże poza sezonem

Słodkie życie freelancera

Od ponad dwóch lat prowadzę własną działalność. Jako freelancerka ostatecznie zweryfikowałam to, że ponad wszystko nie chcę już nigdy nikogo prosić o urlop, a także to, iż zmuszenie się do wstania o siódmej, gdy nie trzeba tego robić to nie lada sztuka. Moi znajomi zazdroszczą mi determinacji i umiejętności skupienia na celu. Przyznaję, że są takie chwile, gdy sama sobie tego zazdroszczę. 

Ustalmy jedno — jako freelancer, który ma zlecenia, można niemal wszystko. To zdanie było i jest dla mnie jasne jak konstrukcja cepa, a jednak okazuje się, że nawet w nim jest miejsce na mało urocze informacje napisane drobnym druczkiem. O czym mowa? O obowiązkach, o próbach stworzenia rodziny, o konieczności dogadania się z drugim człowiekiem. 

Cóż w tym mało uroczego? Głównie to, że w życiu nomady pojawia się chęć stabilizacji, ale zwykle dość mocno kłóci się ona z tym, jak koczownik sam siebie zaprogramował. Przez lata tłumaczyłam sobie, że wszystko, co nie jest w stanie zmieścić się do mojego plecaka to zbędne badziewie, więc trudno mi później zaakceptować fakt, że 55-calowy telewizor i nowe PlayStation ma być powodem mojej uciechy. Jasne, ja wiem, że tak jest, ale w głębi siebie uważam, że jest mi to do niczego niepotrzebne. To o tyle trudne, że takich sprzętów zwykle nie kupuje się w pojedynkę, co oznacza, że jest ktoś, kogo one jednak cieszą. Efekt? Kiedy nomada inwestuje w nowy „telewizor”, zwykle wygląda to tak, jakby robił komuś prezent, a przecież chodzi o wspólne rozbudowywanie własnego gniazdka. 

Dla mnie freelance był furtką do możliwości spędzania każdego miesiąca w roku w innej szerokości geograficznej. W końcu jestem wolna, nie mam dzieci, kredytów, pracy na etacie i domu do utrzymania, a moi rodzice wciąż nie potrzebują mojej asysty w każdej chwili swojego życia. Przecież mogę fruwać po całym globie i niczym się nie przejmować. A jednak gówno prawda. Takie myślenie i model życia to wielka pułapka. 

podróże poza sezonem

Nigdy nie chcę wracać

Ostanie półtora miesiąca spędziłam w nowym wieżowcu w Batumi. Doświadczałam uroków gruzińskiego życia. Jadłam pyszne potrawy w ładnych restauracjach, spędzałam wieczory na balkonie, z którego rozciągał się widok na góry i Morze Czarne jednocześnie. Próbowałam pracować pośród miliona rozpraszaczy, tysiąc razy przekonałam się, że podstawowym elementem wyposażenia gruzińskiego samochodu jest klakson. 

Po jakimś czasie się przebodźcowałam. Tak konkretnie, nie chciało mi się absolutnie nic. Mój chłopak wracał myślami do katowickiego gniazdka, a ja… a ja zastanawiałam się, gdzie lepiej byłoby odreagować ten nadmiar emocji: w Afryce, czy jednak w Azji. Daniel planował, które sprzęty naprawi po powrocie do domu w pierwszej kolejności, ja z uporem maniaka wertowałam kolejne oferty na Airbnb. Ktoś powie, że najwyraźniej nasz dom nie jest tym miejscem, które spełnia moje wymagania. Odpowiem, że to nie ma znaczenia — nie ważne, czy mieszkalibyśmy we Wrocławiu, w Barcelonie, czy na Księżycu, jeśli trwałoby to dłużej niż miesiąc, chciałabym zmienić adres. 

Uczę się żyć 

Całe życie uczę się żyć. Jestem zlepkiem błędów popełnionych przez rodziców i siebie samą. Jestem sumą doświadczeń, traum, radości i wszystkiego, co spotkało mnie w trakcie ostatnich 26 lat. Śmiejcie się, ale ja sama miewam trudności ze zmieszczeniem przeżytych chwil na tak krótkiej osi czasu. Jeszcze kilka lat temu uważałam, że bycie nomadą jest spoko, dziś uważam, że takie by było, gdyby mój mózg był w stanie zaakceptować jakieś miejsce na ziemi na tyle, by móc nazywać je domem. 

Jednak zanim tak się stanie, z pewnością odwiedzę setki miejsc, zjem kilka dziwnych potraw i popracuję w wielu niezwykłych lokalizacjach. A ze względu na to, że niezbyt przepadam za tłumami, to najprawdopodobniej wszystko to będzie miało miejsce — a jakże — poza sezonem. 

Cześć, jestem Ines, Inessa, Sully — w zależności od okoliczności. Czasem mam depresję, często się wkurzam, a jak się czymś jaram, to robię to z zaangażowaniem pięcioletniej dziewczynki. Nie lubię wątróbki, nie zawsze postępuję w zgodzie z samą sobą i chcę polecieć do Bhutanu, zanim otworzą tam pierwszego McDonalds’a. 

Ines

Cześć, jestem Ines, Inessa, Sully — w zależności od okoliczności. Czasem mam depresję, często się wkurzam, a jak się czymś jaram, to robię to z zaangażowaniem pięcioletniej dziewczynki. Nie lubię wątróbki, nie zawsze postępuję w zgodzie z samą sobą i chcę polecieć do Bhutanu, zanim otworzą tam pierwszego McDonalds’a.