przykładowe ceny w Gruzji

Pułapki konsumpcjonizmu: Ile wydaliśmy przez 41 dni w Gruzji?

Efekt wyprzedaży jest znany chyba każdemu. Nie wierzę, że ktoś w środkowej i zachodniej części Europy zdołał ustrzec się przed wszystkimi (nie)potrzebynymi rzeczami, które akurat są w promocji.

Przecenione światełka choinkowe kupowane w lutym, t-shirty i krótkie spodenki, do których schudniemy do wiosny i cały przegląd przecenionych kiełbas z półki z promocjami w Tesco — we wszystkie te rzeczy chętnie inwestujemy po to, aby zaoszczędzić. Bo tanie, bo tańsze, bo kiedyś się przyda. Wyprzedaże to fatalna pułapka konsumpcjonizmu, której ulegamy w różnych momentach życia. My daliśmy się nabrać w Gruzji. 

przykładowe ceny w Gruzji
Wyjazd poza miasto, w okolice wodospadu Makhuntseti

Tania, droga Gruzja

Gruzja z perspektywy polskiego portfela jest dość tania. Ba, ceny w restauracjach są na tyle niskie, że szybko można dojść do wniosku, iż gotowanie we własnym zakresie wcale się nie opłaca. 

Przykładowe ceny w Gruzji prezentują się następująco:

  • lawasz, czyli gruziński chleb (właściwie ormiański): 1 lari (1,30 zł);
  • 1 kg sera sulguni na targowisku w Batumi: 14 lari (18,20 zł);
  • 1l ropy: 2,45 lari (3,10 zł);
  • 1 kg pomidorów na targu: 2 lari (2,60 zł);
  • 1 kg winogron: 5 lari (6,50 zł);
  • 5 km pokonanych taksówką: 3-5 lari (3,90-6,50 zł);
  • pełny obiad i wino dla dwóch osób w restauracji o wysokim standardzie: średnio 50-60 lari (65-78 zł);
  • pełny obiad i wino dla dwójki w restauracji o niższym standardzie: średnio 20-35 lari (26-45 zł).

Mieszkając w Gruzji przez półtora miesiąca, siłą rzeczy staraliśmy się choć trochę oszczędzać. Podjęłam nawet próbę samodzielnego ugotowania obiadu. Szybko jednak okazało się, że o wiele bardziej wolimy poznawać wnętrza kolejnych batumskich restauracji. Rachunki nigdy nie były specjalnie szokujące. Z kont znikało od kilku, do kilkudziesięciu złotych, a więc wydawało się, że nasze wydatki są dość rozsądne. A guzik! Kiedy po miesiącu sprawdziliśmy historię transakcji w aplikacji Revolut, okazało się, że wydajemy znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać. To wciąż nie było zbyt dużo, ale jednak znacznie więcej, niż ucieka z naszych portfeli w Polsce, nawet po uwzględnieniu rachunków i zakupów rzeczy potrzebnych np. do remontu. 

Efekt wyprzedaży i ceny w Gruzji: ile wydaliśmy podczas pobytu?

Ile wydaliśmy? No za dużo! Oczywiście, że za dużo. Zdecydowanie więcej niż chcieliśmy. Czy żałujemy? Absolutnie nie! Czy przy okazji kolejnej wizyty w Gruzji podejmowalibyśmy decyzje zakupowe bardziej rozsądnie? Zdecydowanie tak. Poniżej udostępniam listę z DOKŁADNYM wypisem tego, o ile uszczupliły się nasze portfele przez 41 dni spędzonych w Batumi i Kutaisi. 

wydatki w Gruzji
Gruzja to naprawdę piękny kraj!

Koszt przelotu do Gruzji i z powrotem:

Bilety kupowaliśmy na kilka miesięcy przed wylotem i zapłaciliśmy za nie 1181 złotych. Przy wylocie rozszerzaliśmy opcję bagażu (gdzieś musieliśmy zmieścić wino!) za co zapłaciliśmy 58 złotych (protip jest taki, aby bagaż powiększać przez aplikację mobilną, bo wtedy wychodzi dwa razy taniej, niż przy działaniu przez przeglądarkę). 

Koszt zakwaterowania i rachunki:

W Batumi wynajęliśmy piękny apartament w wieżowcu znajdującym się w nowej części miasta. 30 metrów kwadratowych, z kuchnią, łazienką (niestety bez wanny), dużym łóżkiem, projektorem, robotem sprzątającym i balkonem, z którego rozciągał się widok na Morze Czarne i góry jednocześnie. Za 41 dni zapłaciliśmy 1600 złotych.

Rachunki za prąd za ten okres to był koszt 65 lari, czyli 84,5 złotego (ceny w Gruzji, jeśli chodzi o prąd, to 1kWh = 0,23 lari).

Ostatnie dni pobytu w Gruzji postanowiliśmy spędzić w Kutaisi. Za spędzenie 4 dni w tym mieście, w prywatnym pokoju (ze współdzieloną kuchnią i łazienką) i śniadaniami zapłaciliśmy 162 lari, czyli 210 złotych

Przejazdy (taksówki, Bolt, komunikacja zbiorowa):

Przejazdy taksówkami w Gruzji są śmiesznie tanie (najlepiej wychodzi, gdy używa się do tego aplikacji Bolt). Oczywiście ceny komunikacji zbiorowej są nawet kilkadziesiąt razy niższe, ale problem z nimi jest taki, że trudno się zorientować, który autobus, gdzie jedzie. Po podliczeniu kosztów wszystkich przejazdów w Gruzji wyszło mi, że w trakcie pobytu wydaliśmy na ten cel 240,26 złotych

Jedzenie w restauracjach:

Przez ponad miesiąc stołowaliśmy się w najróżniejszych miejscach w Batumi i jego okolicach, a także w Kutaisi. Choć ceny w Gruzji są niskie, to w tym czasie z naszych kont zniknęło… 1895 złotych

Zakupy w supermarketach (śniadania, kolacje, przekąski):

W trakcie mieszkania w Gruzji wydaliśmy w marketach 1601,96 zł (tak wynika z moich podliczeń w aplikacji Revolut). W tych wydatkach są uwzględnione też zakupy w outlecie (tak, przywiozłam ze sobą sporo ładnych ciuchów z fajnymi składami). 

Wypłaty z bankomatu na bieżące wydatki:

Przez półtora miesiąca zawitaliśmy też kilka razy do bankomatu. Łącznie wybraliśmy w nim 1307 złotych. Na co wydaliśmy te pieniądze? Tego już nie jestem w stanie sprawdzić. Zapewne kwota ta powinna zostać umieszczona po trochę przy każdym z powyższych podpunktów. 

ceny w Gruzji
Podobno prawdziwa Gruzja zaczyna się tam, gdzie kończy się asfalt.

Ile wydaliśmy w Gruzji?

Z moich wyliczeń wynika, że podczas czterdziestu jeden dni spędzonych w Gruzji wydaliśmy łącznie 8177,72 złotych. Daje nam to 4088,86 na głowę. To jest jednocześnie dużo i mało. Ta kwota wygląda dla mnie zabójczo, ponieważ pamiętam, jak kilka lat temu włóczyłam się przez trzy miesiące po Europie i Afryce, wydając w tym czasie nie wiele ponad 2500 złotych. 

Z drugiej strony, cena dwutygodniowych wakacji w 2020 roku w Turcji (all inclusive) w ofercie pierwszego lepszego biura podróży waha się od 4 do nawet 10 tysięcy złotych. Myślę więc, że ocena tego, czy to ile wydaliśmy to dużo, czy mało, jest bardzo indywidualną kwestią. Ja uważam, że dopadł nas w Gruzji efekt wyprzedaży. Zadziałał na nas ten sam mechanizm, który dopada ludzi w sieciówkach, przy których wejściach umieszczony został wielki napis SALE — kupiliśmy za dużo, zdecydowanie więcej niż potrzebowaliśmy tylko dlatego, że wszystko było tanie, tańsze niż w Polsce. Cóż… nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem i wydanym hajsem. 

Ines

Cześć, jestem Ines, Inessa, Sully — w zależności od okoliczności. Czasem mam depresję, często się wkurzam, a jak się czymś jaram, to robię to z zaangażowaniem pięcioletniej dziewczynki. Nie lubię wątróbki, nie zawsze postępuję w zgodzie z samą sobą i chcę polecieć do Bhutanu, zanim otworzą tam pierwszego McDonalds’a.